Wspierajmy fretki w potrzebie.

Jeżeli znalazłeś bezdomną fretkę, potrąconą przez samochód, byłeś świadkiem wypadku lub innego zdarzenia losowego z udziałem zwierząt nie zwlekaj - udziel pomocy.
Zwierzęta też cierpią. Skontaktuj się z wolontariuszami Stowarzyszenia Przyjaciół Fretek, Strażą Miejską, policją, najbliższym gabinetem weterynaryjnym lub wejdź na stronę Stowarzyszenia Przyjaciół Fretek tu uzyskasz pomoc.
Na zamieszczonej mapce znajdziesz kontakty do naszych wolontariuszy.

Aukcje charytatywne na rzecz Stowarzyszenia zobacz i kup. Dochód jest przeznaczony na cele statutowe.

czwartek

Koniec roku nie może być nudny

Kizia w akcji.

Wszystko działo się w czwartek, 31 grudnia o godzinie 3:40 nad ranem.

wtorek

Kiziu to białe i zimne to jest śnieg


Dzisiaj pierwszy raz odważyłam się wyjść z Kizią na spacer. Jest już na tyle ufna i przyzwyczajona do nas, że uznaliśmy i najwyższa pora zaryzykować. Obawy nasze związane były z jej tułaczką po Powązkach. Zwierzęta, które poczują wolność chcą do niej wracać...
Kizia ma na sobie czerwone szelki, Myśka MaltSofta w kieszeni i aparat fotograficzny ja ciepłą kurtkę aby Kiziulca rozgrzać. Upewniłam się, że psów na podwórku nie ma i czapki na głowach. Idziemy. Kizia myk na śnieg, nosek w puch i wielkie zdziwienie w oczętach.
- Aj, zimne!
- Aj, mokre!
- Kiziu nie bój się to białe i zimne to śnieg. Pobiegała minutę po śniegu myk wdrapała się po spodniach na rączki i siup pod kurtkę. Tyle jej widzieli. Wystawiała tylko nosek. Wracając postawiłam ją jeszcze raz na śniegu, pobiegała chwilkę i myk pod kurtkę. Dostałam buziaki w policzek i szyję. Od powrotu śpi.
..............................................................................................................

Idąc na spacer muszę uważać na psy (w zasadzie na właścicieli psów) ale również bardzo uważać na szkło i, co zauważyłam dzisiaj na trawniku, na potłuczone bąbki.

sobota

Święta, święta i po.....

Sadełka przybyło.

Choinka stoi. Tylko Św. Józef stracił dzisiaj głowę kiedy Kizia postanowiła zdemolować szopkę. Sianko rozwleczone po całym pokoju, miska w kącie a Święta Rodzina bez głowy rodziny.
Kizia u Myśki na raczkach


Milo robi postępy, zaczęła sama siusiać!!! Dzisiaj dwa lub trzy razy sama siusiała. Były niepodważalne dowody na podłodze.

Dostałam maila od Harpii. Napisała mi wiele cennych uwag na temat dalszego leczenia. Spróbuje po raz trzeci z Nivalinem. Będę też podawała Milutkiej urosept tak profilaktycznie. Dziękuję!

Teraz wszyscy śpią Nocne Marki dyskutują o grypie, ja pracuję. Kizia w szafie, Milo na kocyku z Marysią, Tyciek w łóżku (gdzieżby indziej?), mąż w wannie.

Milo śpi kolejną noc z Myśką na podłodze

wtorek

Jak kuna jajka


Na tym filmiku widać szaleństwa Kizi. Uwielbia zabawy piłkami szczególnie lubi tenisowe. Zanosi je wszystkie do pokoju dzieci pod łóżko. To bardzo wesoła fretka. jest też niezwykle mądra. Bardzo dużo rozumie z tego co się do niej mówi.

Dla Dharmy

(...)

Nocne fretek przytulanie

Tak to spały freciaki.


Niestety idylla ta nie trwała zbyt długo. Po obudzeniu zaczęły się wyganiać z łóżka.

piątek

Fotki Fretki - Kizia

Na tym zdjęciu widać jak Milo (z prawej) różni się od zdrowej fretki. Widać zarastające plecki Kizi.

MaltSofcik potrafi przemieniać...

Kizia jest piękną fretką.

Nie ostro. Ale kto ma fretkę w domu, ten wie, że trudno jest zrobić ostre zdjęcie nieśpiącej fretce.

Połowa listopada. Rośnie futerko. To znak, ze leczenie jest skuteczne.

Widać jaka była łysa pupka. Tu już zarasta ogonek który był całkowicie pozbawiony włosów.

Początki.

Tak wyglądał tył Kizi pod koniec października. Ogon, pupa. kark i brzuch były całkowicie łyse.

Kupiliśmy w Ikea rurę ochraniająca kable. Okazała się ona wspaniałą zabawką dla fretek.
Na tym filmie jest Milo. To dowód jak, prawie całkowicie sparaliżowane, zwierzę może cieszyć się życiem, bawić, rozrabiać i być szczęśliwe. Nie traktujemy Milo jak kaleki. ma swoje prawa ale i zakazy.

Fotki Fretki - Milo

Pyszczulec kochany.

Rehabilitacja to również spacery.

To pluszaczek od Taty.

Milo miała prawie całe ciałko sparaliżowane. Ruszała głowa i prawa łapką.

Druga doba po wypadku.

Ostatni spacer na własnych czterech nogach.

To zdjęcie jest na planerze.

Ach te harce.

Pierwsze dni u nas. Nawet koszyk był wielki.

Milutka kiedy miała 8 tygodni.

czwartek

Rehabilitacyjne postępy

No nie mogę się powstrzymać. Muszę to napisać. Moi znajomi wiedzą też, że mi odbiło i kocham te moje freciaki jak głupia...
Ale muszę to napisać bo mnie rozsadza od środka.
Wycałowałam tego mojego futrzaka tak, że mnie w nos ugryzła. No, pomyślała sobie, baba chyba na haju jakimś albo nawąchała się MaltSofta w dużej ilości, słowem Milo uznała, że zupełnie nie wie o co mi chodzi i w nos oberwałam.
Ale wracam do początku. Milo zrobiła ogromne, co tam ogromne, wręcz OGROMNE postępy w rehabilitacji. Dzisiaj podciągnęła obie nogi pod siebie i leciuteńko się na nich podniosła. Wyraźnie było widać ciut mniej rozpłaszczone brzuszysko. Zrobiła to siedząc przy misce i jedząc!!!
Od pewnego czasu podciąga nogi przy odsikiwaniu, robi budki z pazurków i zaczepia tylne łapki o moją rękę. Wyraźnie czuję napięte mięśnie.
Poza tym interesuje się nogami. Myje je, liże pupkę, wiska futerko.
A na koniec jeszcze jedna sensacja XIX wieku od dwóch dni Milo i Kizia "bawią się razem"na razie (nie chcę zapeszyć) ta zabawa nie jest przepełnioną czułością ale Milo nie rzuca się na Kizię kiedy obie siedzą w torebce lub są pod dywanikiem. Gugają okropnie, bąki nawet idą ale bez zębów. Mam nadzieję, że nie jest to jedynie prezent dla wariatki-pańci na gwiazdkę ale że tak już będzie...

Kizia Paluszanka



Na początku roku akademickiego rozpoczęliśmy kolejny etap rehabilitacji Milo. Ważne było aby fretka miała motywację do ruszania się. Taką motywacją byłaby druga fretka. Logiczne było, że nie kupimy malucha lecz adoptujemy freciszona z FAA (Fretkowa Akcja Adopcyjna) lub z schroniska. W połowie października dowiedziałam się, że w jednym ze schronisk jest fretka. Chora, łysa, wystraszona. Bardzo potrzebująca pomocy. Natychmiast po zakończeniu okresu kwarantanny Freteczka została adoptowana. Natychmiast trafiła do Pani Mileny gdzie rozpoczęliśmy leczenie. Kizia Paluszanka ma chore nadnercza. Na szczęście jest pod czułą opieką i wszystkie związane z tym problemy ustępują. Łysy ogonek, pupa, plecy i brzuch zarosły nowym futerkiem.

Większym problemem jest strach Kizi. Boi się mężczyzn i dzieci. Wzięta na ręce sztywnieje i dostaje drgawek. Możemy tylko domyślać się dlaczego tak się zachowuje. Nie znamy jej przeszłości. Trafiła do nas w wieku ok. 3 i 1/2 roku. Co przeszła wcześniej to jej bolesna tajemnica. Potrafi jednak troche opowiedzieć o sobie. Tuli sie do mnie, liże w ręce, wskakuje na kolana i wtula w ubranie. Jest niezwykle porządna. 100% kuwetowa i do tego pedantka. Wszystkie zabawki dzieci znosi do pudełek pod ich łóżkiem, Zbiera gumki, ołówki, laleczki, piłki...
Nie wiem tylko dlaczego ludzie ją wyrzucili??? Bo Kizia nie zginęła. Gdyby tak było - ktoś by ją szukał.
Robimy postępy. Poznajemy siebie. Kizia to wspaniała fretka. Teraz przed nami wytłumaczenie zazdrosnej Milutkiej, że mimo pojawienia się drugiej freteczki jest nadal naszą ukochaną Milutką.

środa

Historia Milo



Zdjęcia mówią więcej niż najzgrabniejszy tekst. To jest Milo. Ma teraz prawie 8 miesięcy od trzeciego miesiąca życia jest sparaliżowana. Gdyby była człowiekiem poruszałaby się wyłącznie na wózku inwalidzkim.


Nasza córka dostała Milo po komunii było to jej wymarzone zwierzątko.


Ja.


To zdjęcie zrobił znajomy w Warszawie w czasie Międzynarodowego dnia bez futra, ma ono tytuł "Żywy szaliczek"

Milutka czyli Panna Migotka pojawiła się u nas pod koniec czerwca.
Nie nacieszyliśmy się zdrowym zwierzęciem....


Był czwartek 30 lipca 2009, wróciliśmy z plaży nad Zalewem Czorsztyńskim. Ja, moje dzieci, koleżanka, jej przyjaciel, córka i mama. Mieszkaliśmy w Niedzicy w Pieninach. Dzień był gorący. Słońce prażyło. Aż szkoda było wracać na obiad.

Koleżanka z całą rodziną poszła na obiadek a ja zaczęłam przygotowywać dzieciom jedzenie. Mysi się dłużyło więc zaproponowała, że weźmie Milo na ręce i pójdzie na ganek na powietrze. Milo była od rana bardzo osowiała, nie zjadła mięska, nie brykała jak to ona potrafi. Słowem była jakaś taka dziwna. Ale przecież zwierze musi się zaaklimatyzować do nowego miejsca więc to pewnie przejściowe.

Tak więc ja zostałam przy naleśnikach, Stasiek z nosem w komputerze a Marysia wyjęła Milo z pojemnika i wyszła......

Po chwili, dosłownie po 2,3 minutach wbiega zrozpaczona, zaryczana córka wrzeszcząc że Milo umiera i leci jej krew. Ponieważ ja w życiu wiele widziałam i jestem w takich sytuacjach bardzo opanowana posadziłam dziecko na podłodze i wzięłam zwierzątko na ręce. Milo była nieprzytomna, leciała jej krew z nosa i z pyszczka. Zwierze odłożyłam do pojemnika i zaczęłam uspokajać córkę. Po paru minutach mogłam zająć się fretką. Milo oddychała płytko i bardzo szybko. Była nieprzytomna. Krew już nie leciała ale pojawiły się drgawki. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Może coś zjadła? Może się zatruła? Może...

Koleżanka, która miała kiedyś fretkę powiedziała ze to jest udar słoneczny ponieważ jest dzisiaj bardzo gorąco a fretki nie znoszą ciepła. Poradziła zimny, mokry okład na całego zwierzaka i czekanie. Tak też zrobiłam. Po pewnym czasie Milo dostała znów drgawek. Mnie coś nie pasowało. Wydawało mi się ze to chyba nie udar. Ponieważ poprzedniego dnia Milo wlazła nam pod wannę obawiałam się że mogła zjeść trutkę na szczury która paraliżuje.

Zaczęłam jeszcze wieczorem i w nocy w czwartek obdzwaniać przychodnie weterynaryjne w Małopolsce. Nie jest łatwo znaleźć lekarza który zna sie na łasicowatych. Z kotem, lub z psem byłoby łatwiej

Postawiłam na nogi kilkanaście lecznic, Stowarzyszenie Hodowców w Krakowie, męża i znajomych. Udało mi się uzyskać adres w Nowym Sączu gdzie od razu w piątek rano pognaliśmy. Do lecznicy było ponad 60 km w jedną stronę. Jechałam z świadomością, ze mogę przywieźć martwą Milo. Zupełnie nie wiedziałam co się dzieje. Obawiałam się najgorszego. Dzieci pojechały ze mną.

W Nowym Sączu powitała nas młoda lekarka i lekarz dyżurny. Wysłuchali całej mojej opowieści i zaczęli badania. Szukali śladów trucizny. Zdobili badania krwii i moczu niczego nie znajdując. w końcu ok południa zdecydowali o RTG.Wynik był bardzo szybko. My byliśmy wtedy z powrotem z Niedzicy. Zdecydowałam, że tak będzie lepiej ze względu na dzieci. Wczesnym popołudniem zadzwonił lekarz z informacją, ze mam wsiadać w samochód i przyjeżdżać do nich. Niczego nie chciał mi powiedzieć przez telefon. Jechałam płacząc. Byłam pewna, że jadę po to aby podpisać zgodę na uśpienie. Na miejscu dowiedziałam się prawdy o stanie Milo.

Nasza fretka ma zmiażdżony kręgosłup.
Ktoś w nosy przytrzasnął ją drzwiami.
Ma złamany 6 i zmiażdżony 7 krąg piersiowy.

Nie mogłam uwierzyć.

To niemożliwe!!!

Przecież wiedziałabym!!!

Ktoś by mi powiedział!!!

Nikt nie powiedział. Lekarz mówił, że jest to typowy przypadek. Wiele fretek tak ginie.

Ja stałam i nie wiedziałam co on do mnie mówi. Przecież na spałam z dziećmi, znajomi wstawali w nocy parę razy do toalety. Ale przecież jak coś by się stało to by mi powiedzieli....

Wracałam z Milo, z serią zastrzyków i z wielką pustką. DLACZEGO?

Czekają nas teraz naświetlania lub laser. Milo zmieniła nasz świat. Mamy chore zwierzę, które czołga się na przednich łapach, ma problemy z oddawaniem moczu i wymaga wymasowywania aby nie doszło do chorób pęcherza i nerek. Ma stały ucisk na rdzeń i bóle fantomowe.

Milo ma dopiero osiem miesięcy.

A my od końca lipca żyjemy z żalem do ludzi, którym ufaliśmy. Z żalem, że przez głupotę lub strach człowieka cierpi zwierzę. Żal do nas samych że nie zareagowaliśmy wcześniej. Przecież tego dnia Milo była jakaś inna, osowiała, nie chciała się bawić, nie jadła. Gdybym więcej czasu tego ranka jej poświęciła to może teraz Milo by chodziła. Żyć będziemy z tą świadomością.